wtorek, 4 lutego 2014

Podsumowanie stycznia

Skończył się styczeń, czas na podsumowanie.

Dystans: 113,32 km
Czas: 13h 11' 35"
Średnie tempo: 6:59 [min/km]

Ten miesiąc to taki trochę rozruch przed "sezonem" ;)
Setka kilometrów zaliczona, tempo raczej spokojne, ale to dlatego, że biegałam głównie na BHP, z Babeczkami i niedzielne "długasy", które zawsze robię wolniej. Nie było żadnych zawodów, więc nie ma się co dziwić, że tempo bliskie 7:00.

W lutym powinno być już trochę szybciej, bo wpadnie Bieg Urodzinowy (chociaż szarżować nie zamierzam), ale poza tym muszę trochę przyspieszyć przed Biegiem Zaślubin. Tak więc pewnie znów będę biegać jakieś "interwały" ;)

Chociaż jak tak patrzę na ten poświąteczny nadbagaż, który jakoś uporczywie nie chce mnie opuścić, to wydaje mi się, że bliżej prawdy by było określenie "interWAŁKI". Niech no tylko zrobi się trochę cieplej.. Albo chociaż niech resztki lodu z chodników pójdą precz.. :)

niedziela, 2 lutego 2014

Long time no see..

Ostatnimi czasy mam na głowie tyle spraw, że to już nawet nie brak weny, ale absolutny brak czasu mnie z pisania kompletnie wyłączył.

A dzieje się, dzieje. Babeczki się rozkręcają! Ostatnio, mimo naprawdę sporego mrozu, na starcie stawiło się (razem ze mną) 15 kobitek! Szok. Na pierwszym biegu było 11 i już uważałam, że WOW, ale frekwencja! A tu poprawa wyniku po tygodniu.. Brak mi słów, żeby opisać, jak bardzo mnie to cieszy i uskrzydla.. :)

Nie zapominam jednak o swoich "treningach". Dzisiaj zrobiłam sobie próbę przed Kołobrzegiem. Myślę, że jest jeszcze na tyle dużo czasu, żeby nad czymś mocniej popracować, a wolałam wiedzieć odpowiednio wcześniej, czy rzucone kiedyś "na kolejnym Biegu Zaślubin złamię 1,5h" jest w ogóle w zasięgu moich możliwości.

Teoretycznie - powinno być, bo od czasu mojej ostatniej (prawie) atestowanej 15-tki minęło już naprawdę sporo czasu. Poprawiłam w tym czasie wynik na 10 km i to wcale nie tak ledwo-ledwo. Później szykowałam się do Nocnej Ściemy i też swoje wybiegałam. Logika podpowiada, że mój poziom się poprawił, ale bez sprawdzenia się.. no jakoś tak nie mogę w to do końca uwierzyć.

Oczywiście, może być różnie - np. się rozchoruję, albo będę po chorobie i w związku z tym nie ma mowy o "pełni formy". No, ale kto mi zabroni mieć nadzieję? :) Chyba nikt..

Dzisiejszy sprawdzian poszedł mi dobrze. Napawa mnie to nadzieją, chociaż warunki dzisiaj nie były idealne. Założenie było takie, żeby jak najdłużej biec w tempie ok. 6:00. Nie chciałam treningowo poprawiać rekordu, dlatego za "zaliczenie" testu postanowiłam przyjąć wynik ok. 1h na 10 km i przebiegnięte w "dobrym stanie" kolejne 4-5 km.

Zważywszy na swoją bezdenną głupotę i fakt, że wiedząc, że temperatura na dworze wynosi 5 stopni i widząc, że słońce świeci, nałożyłam na swój pusty łeb opaskę i czapkę, na szyję drugą opaskę, a doprawiłam to jeszcze ocieplaną kurtką i spodniami, oraz.. UWAGA - WISIENKA NA TORCIE - rękawiczkami... po 5 km musiałam się liczyć z pogorszeniem wyników kolejnych kilometrów.. :) Na 7 km się zatrzymałam i zaczęłam z siebie zdejmować to, co jeszcze mogłam zdjąć. Przeklinałam się (nie w duchu, jak najbardziej na głos), że nałożyłam taką, a nie inną koszulkę - bez suwaka.. zawsze nakładam tę z suwakiem, a dzisiaj.. eh. szkoda słów, normalnie. Upchałam wszystko w kieszenie, podwinęłam maksymalnie rękawy (każdy cm chłodzenia był mile widziany), rozpięłam nogawki.. i ruszyłam na dalszy podbój trasy. A ta była urozmaicona, nie tylko płasko i bardziej płasko :)

Kilka podbiegów (a ten na łączniku Lechicka-Szczecińska i ul. Batalionów Chłopskich w górę to moi zdecydowani ulubieńcy) w pełnym słońcu i kilku warstwach za dużo.. no dało mi to w kość, ale.. ja to lubię :D

Cieszyło mnie, że mimo pewnych trudności na 7 km, udało mi się znów wrócić do tempa ok. 6:00 i dzięki temu wynik na 10 km nieznacznie tylko przekroczył zakładaną 1h.

Dość tego analitycznego przynudzania.
W tym tygodniu w planach:
poniedziałek - bieganie
wtorek - basen
środa - bieganie
czwartek - laba
piątek - laba
sobota - Bieg Urodzinowy Gdyni 10 km
niedziela - bieganie (długie, spokojne, nie tak jak dziś :D )

Na Gdynię planów żadnych nie mam, może poza tym, że przebiec i zaliczyć. Formy z września nie mam, żeby w ogóle myśleć o biciu rekordu. Zresztą - rzucać się na rekord bez wcześniejszych (jakichkolwiek) przygotowywań? Krejzi. Już tak nie robię :D

W Gdyni biegniemy drużynowo - Babeczkowo :) ma być zabawa, ma się dziać :)