Czyżby październik miał być miesiącem pływania? Jeszcze do tego daleko i w obliczu nadchodzącej Nocnej Ściemy, może się okazać niewykonalne, ale zajęcia na basenie dzielnie walczą, by być tą aktywnością, która przynosi najwięcej frajdy.
Pierwsze wprawki do stylu klasycznego (czyli potocznie mówiąc - żabki) były już na ostatnich zajęciach we wrześniu. To było jedno ćwiczenie, a do tego raczej średnio mi wychodziło.. Nie uczyłam się nigdy pływać taką prawdziwą żabką, a trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest to styl trudny. Oczywiście mam na myśli poprawnie wykonany, a nie popularną "żabkę plażówkę" :)
A ze mną to jest tak, że jak coś mi średnio wychodzi, to ćwiczę i ćwiczę, żeby wreszcie jako-tako wychodzić zaczęło.. Miałam taki okres w życiu, że mi się nie chciało, a przy pierwszych napotkanych trudnościach, rezygnowałam. Jednak z tym koniec, bo taka postawa zaprowadziła mnie do bardzo niezdrowej otyłości i zasiała nieco spustoszenia w głowie. Niezmiernie się cieszę, że gdzieś ta zagubiona ambicja i perfekcjonizm się jednak odnalazły :) Welcome back!
Kolejną nowością były wprawki do stylu motylkowego. Na pierwszych zajęciach w październiku były bardzo ciekawe ćwiczenia. Takie hybrydy.. Nogi do delfina i ręce do kraula.. albo na grzbiecie, ale z pracą nóg z delfina.. Jednak najbardziej do gustu przypadł mi żabo-delfin. Nie tylko dlatego, że w dzieciństwie Tata mówił do mnie "żabo-ryba", ale również dlatego, że całkiem dobrze mi to wychodziło. A przecież nic tak nie cieszy jak pozytywne rezultaty,
Środowy basen był już jednak trochę mniej satysfakcjonujący, bo nie wszystko mi tak idealnie wychodziło.. ;) Wróciłam więc do domu z lekkim niedosytem. Wiem jednak, że jak się następnym razem wybiorę popływać, to sobie to wszystko jeszcze raz przećwiczę i mam nadzieję, że będzie chociaż odrobinę lepiej... Na razie pełny styl motylkowy jawi mi się jako coś strasznie trudnego. Ale to dobrze! Przynajmniej jest nad czym pracować :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz