niedziela, 12 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013

Czas płynie, mijają kolejne dni, a podsumowania roku jak nie było, tak nie ma... :D

Trochę się muszę wytłumaczyć, żeby nie wyszło, że to tylko z czystego lenistwa! Chociaż akurat leń ma tutaj też spory udział, niestety.
Podsumowanie chodziło za mną jakiś czas, ale głównie wtedy, kiedy kompletnie nie miałam czasu usiąść i spisać natłoku myśli. Później również było krucho z czasem, bo mimo, że siedziałam w domu z córeczką, to jednak przy chorym trzeba się było trochę nabiegać (a żadne z tych "biegań" nie zostało odnotowane na endomondo!). Myślałam, że złapię chwilę wolnego, jak już wrócę do pracy.. i w chwili przerwy od obowiązków zawodowych będę mogła przelać na "papier" wszystkie zgromadzone spostrzeżenia... Niestety, z roboty zniknęłam nagle, a praca sama się za mnie podczas mojej nieobecności nie zrobiła.. Więc wiadomo - znów brak czasu.

Teraz w sumie też nie mam czasu pisać, bo biadolę, że cały czas nie miałam czasu.. Czy to zdanie w ogóle ma sens? Prawda jest taka, że jak zasiadam sobie wieczorem przed komputerem, to zupełnie nie umiem sklecić sensownego zdania. Tak więc mijają kolejne dni, ale cóż - dość tego. Trzeba wreszcie wziąć tego byka za rogi :D

Zacznę od cyferek, bo one będą najlepszym wstępem :)

ROK 2013 W LICZBACH

Ilość przebiegniętych kilometrów:    1224 km
Czas spędzony na bieganiu:              134 h 41' 19"
Średnie tempo:                                  6:36

Inne aktywności:
Pływanie
Dystans:                                              38,72 km
Czas:                                                   29h 19' 33"
Jazda na rowerze
Dystans:                                              78,80 km
Czas:                                                   5h 55' 30"
Orbitrek:
Dystans*:                                            57,30 km
Czas:                                                   3h 06' 08"
Gimnastyka:
Czas:                                                   3h 43' 30"
Joga:
Czas:                                                   3h 00' 00"

Zumba
Czas:                                                   2h 40' 13"
Chodzenie**:
Dystans:                                              13,95 km  
Czas:                                                   3h 56' 23"

* - Orbitrek zlicza, co prawda, jakieś tam kilometry, ale to się nijak ma do rzeczywistości, moim zdaniem. Tak więc te wykręcone na orbitreku kilometry zamieszczałam tylko w ramach ciekawostki. Nie robią na mnie jakoś szczególnie wrażenia, bo na tej maszynie można się poczuć raczej jak chomik w klatce, bo coś tam się kręci, ale de facto stoi się w miejscu :D

** - Ujęte w podsumowaniu kilometry chodzenia to tylko te, które odnotowałam na endomondo.. Nie jest to rzeczywista ilość kilometrów pokonywanych przeze mnie chodem przez rok. Bo to by znaczyło, że raczej niewiele w ciągu dnia chodzę, a jakby podzielić ten zabójczy dystans przez liczbę dni w roku, to mogłoby oznaczać, że nawet do toalety nie chodziłam.. I powstają pytania - posiadłam umiejętność teleportacji? Znalazłam sposób na alternatywne radzenie sobie z fizjologią? Czy może po prostu śpię w kiblu? :D A nie, nie, nie! Po prostu nie chwalę się tym, że chodzę :P

Po co to wszystko zamieszczam? Czy jest w tym jakiś głębszy sens, poza chęcią pochwalenia się, jaka jestem aktywna? :P Otóż równolegle z podsumowaniem, postanowiłam poczynić również pewne postanowienia. A przecież nie ma to jak PUBLICZNE POSTANOWIENIA :D
Pamiętam, jak niedługo po ciąży wybiegałam myślami do momentu, w którym będę mogła sobie pozwolić na chwilę "dla siebie", żeby się móc tak porządnie spocić ;) Byłam święcie przekonana, że najlepszym sposobem na walkę z tłustym tyłkiem będzie zumba. Przyjemne (bo lubię tańczyć, mam taki sentyment :P ) z pożytecznym (spalanie kalorii). W 2012 roku trochę na tą zumbę latałam. Być może chodziłabym na te zajęcia nadal, gdyby nie to, że zaczęłam biegać i wszystkie inne aktywności nagle stały się dla mnie zupełnie nieważne :) W 2013 dałam zumbie drugą szansę. Jednak po czasie spędzonym na tych zajęciach, widać, że ta druga szansa będzie już szansą ostatnią. Nadal lubię tańczyć, tak łatwo się tego sentymentu nie pozbędę, ale jednak szkoda mi czasu na takie pierdy, bo przez półtora miesiąca zumby w 2012 roku nie schudłam praktycznie nic, a po takim samym czasie biegania byłam lżejsza o jakieś 5 kg, ale przede wszystkim - pozbyłam się pociążowej opony na brzuchu.. Także - na maratonie zumby to się mnie raczej nie ma co spodziewać :)

Jeśli chodzi zaś o jogę, gimnastykę i orbitrek, to mam nadzieję, że uda mi się zmusić moje leniwe 4 litery do zwiększenia aktywności na tym polu. Joga dla rozciągnięcia i wyciszenia (to naprawdę działa!), gimnastyka dla ogólnej sprawności i "takich tam", a orbitrek dla urozmaicenia i również "takich tam" ;) Chodzę dużo, ale już raczej nie będę tego wrzucać na endomondo, bo w sumie.. po co? :)

Zamierzam też spędzić w tym roku trochę więcej czasu na rowerze i na pływaniu. Na dwa kółka przyjdzie czas, jak zrobi się trochę cieplej, a w wodzie kilometry już wykręcam. Mimo, że jest styczeń, to ja mam już prawie 10% dystansu z całego zeszłego roku na liczniku. W 2012 roku pływać zaczęłam dopiero w lutym, a kwiecień i lipiec to były miesiące prawie martwe jeśli chodzi o ten rodzaj aktywności, także nie powinno być trudno poprawić całoroczny dystans :)

Po tym zdecydowanie ZA DŁUGIM i ZBYT NUDNYM wstępie przyszedł czas na podsumowanie BIEGANIA, bo w sumie to o tym miałam pisać... ;)

STYCZEŃ.
Źródło: www.tkkf.koszalin.pl
To był słaby miesiąc. Prawdopodobnie podziębiłam się na Biegu Sylwestrowym i coś tam zaczęło kiełkować. Przez pół miesiąca nie biegałam wcale, bo dopadł mnie taki kaszel, że ciężko było bez zadyszki przejść z pokoju do pokoju. Poza GP Kłosu nie biegałam nigdzie szybciej. Żadnych zawodów z tego okresu. Żadnych medali. Żadnych zdjęć, którymi mogłabym się pochwalić.. No, może poza tym jednym...

LUTY
Po Biegu Urodzinowym Gdyni
No i tutaj to zupełnie inna historia. Moje pierwsze 10 km! Treningowo przebiegłam sobie dychę na niespełna tydzień przed zawodami w Gdyni. Było to trochę szalone i okupiłam ten wyczyn stłuczeniem stopy, przez co na Biegu Urodzinowym nie biegałam na miarę swoich możliwości. Na 7 km wyprzedziła mnie Kasia Tusk. Do dzisiaj zdarza mi się budzić z krzykiem... ;) Ale radocha z drugiego medalu - ogromna. Na uwagę zasługuje też fakt, że to właśnie pod koniec lutego powołałam do życia tego bloga. W najśmielszych snach nie oczekiwałam, że ktokolwiek poza mną i przymuszonymi przeze mnie do tego osobami będzie tutaj zaglądał.. :D Przy tej okazji - dziękuję :D

Po Biegu Zaślubin
MARZEC
Kolejne wyzwania, dalsze wydłużanie dystansu. Podjudzana i podpuszczana przez kolegów, zapisałam się na Bieg Zaślubin. Rozwiewam wszelkie wątpliwości - nie była to decyzja poprzedzona sumiennymi i rzetelnymi treningami, mającymi na celu przygotować mnie na wyzwanie pt. "15 km". To było prędzej coś w stylu "CO?! JA NIE DAM RADY?!"... Dałam, ale przez tydzień chodziłam okrakiem. Co nie zmienia faktu, że kolejny medal cieszył ogromnie.

KWIECIEŃ
Na mecie Biegu Gówskiego
Czas na kolejny debiut, tym razem postanowiłam zmierzyć się z trasą górską. Orka nieziemska, zwłaszcza, jeśli po górkach biegało się raczej niewiele. Niemniej, ponownie miał miejsce znany już (i lubiany) schemat: MASAKRA - MEDAL - ZACIESZ :) Chyba czas spojrzeć prawdzie w oczy - lubię to! Miły akcent na koniec miesiąca - życiówka na 10 km (złamana godzina - i to wcale nie tak symbolicznie).
Szybka fotka w Szczecinku

zBiegiemNatury

MAJ
Najaktywniejszy miesiąc. 4 starty na zawodach, a to oznacza - 4 powody do radości :D Życiówka na 5 km, niepobita do dziś.

CZERWIEC
Połowa roku to odpowiedni czas na pierwszy półmaraton. Nie zaskoczę chyba nikogo, że moje przygotowania znów nie miały wiele wspólnego z rzetelną pracą treningową? No właśnie. Chociaż powtarzałam sobie, że "trzeba do tego podejść poważnie", pojechałam do Bytowa mając na koncie najdłuższy bieg na dystansie 15 km.. i tak, był to Bieg Zaślubin z marca..
Półmaraton Gochów - Bytów
Pomysł szalony, a jak dodam jeszcze, że trasa w Bytowie, choć niesamowicie urokliwa, to jednak bardzo mocno pofałdowana.. Ale nie takie smutki już osładzały medale, prawda? :D Po tygodniu od tego pierwszego półmaratonu, mniej więcej w dniu, w którym znów mogłam chodzić o własnych siłach ;))) postanowiłam wziąć udział w biegu na 15 km... i ustanowiłam na tym dystansie życiówkę. A później życiówka na dyszce.. Ah, to był absolutnie rekordowy miesiąc :D

Bieg św. Jakuba - Lębork
LIPIEC
Bieg św. Dominika - Gdańsk
Wakacje - w pełnym tego słowa znaczeniu. Lekkie rozleniwienie (tylko 2 starty) i spowolnienie tempa. Jednak na swoją obronę mogę powiedzieć, że było naprawdę gorąco :) Co widać na zdjęciu z Biegu św. Jakuba w Lęborku.

SIERPIEŃ
Dalej potwornie gorąco :) Nie startowałam za wiele, ale za to udeptywałam ścieżki leśne, co zaprocentowało we wrześniu...
Bieg Westerplatte - Gdańsk

WRZESIEŃ
Pierwsza fotka z fotoradaru (w Białym Borze na Biegu Centaura :D) i życiówka na 10 km, niepobita do dziś. Dobry miesiąc, solidnie przepracowany. Zaczęło mi się zmieniać podejście i uznałam, że do kolejnego półmaratonu WARTO podejść poważnie. Przygotowania zaczęłam już w sierpniu, ale po Biegu Westerplatte ruszyły pełną parą :)

PAŹDZIERNIK
Atak na życiówkę na 5 km, nieudany oraz drugi start w półmaratonie, to na pewno najważniejsze wydarzenia z października. Nie udało mi się w Kłosie ustanowić czasu na piątkę lepszego niż w Sianowie i byłam tym faktem lekko rozczarowana. Jednak - co się odwlecze, to nie uciecze.
Pakiet startowy z Nocnej Ściemy
Po podjęciu postanowienia, że do kolejnego półmaratonu przygotuję się solidnie i nie będę sobie odpuszczać długich wybiegań, z dumą mogę ogłosić, że misja wykonana! Udało mi się pobić życiówkę o ponad 14 minut, a samopoczucie po biegu było rewelacyjne. Nie miałam żadnych dolegliwości bólowych, nie chodziłam okrakiem - słowem - REWELACJA. Rzetelne przygotowanie się do dystansu jest naprawdę ważne. Dzięki temu, że co niedzielę robiliśmy z Łukaszem długie wybieganie, byłam w stanie cieszyć się tą Nocną Ściemą przez cały dystans i mogę śmiało powiedzieć: przebiegłam półmaraton. Nie przebyłam! PRZEBIEGŁAM. 

LISTOPAD
Komplet medali z GP Gdyni :)
Jarosławiec
Spadek formy spowodowany chorobą. Wszyscy dookoła trąbili "roztrenowanie, roztrenowanie". No i w sumie tak to wyszło, chociaż nieplanowane. Bieganie głównie w poniedziałki + jakieś weekendowe zrywy (ze startami włącznie). Zaraz po styczniu, mój "najgorszy" miesiąc roku 2013 ze względu na ilość przebiegniętych kilometrów. Zakończenie GP w Biegach Ulicznych w Gdyni i skompletowanie wszystkich medali! No i bardzo ładny medal z Jarosławca - na osłodę :)

GRUDZIEŃ
Forma powoli odbudowywana, ale nadal bez szału. Zakończenie GP Koszalina w Biegach - Bieg Sylwestrowy. Poza tym bardzo cienki "występ" w Kłosie. Cieszy jednak to, że ilość przebiegniętych w miesiącu kilometrów znów przekroczyła setkę. A przecież grudzień to czas Świąt! :) Rok zakończony z przytupem i sztucznymi ogniami na poniedziałkowym wspólnym bieganiu :)

To był dobry rok. Zgromadziłam 20 medali, jedną fotkę z fotoradaru (przedstawiającą mnie wbiegającą na metę) oraz jedną statuetkę za zajęcie drugiego miejsca w kategorii wiekowej! (Sianów) :)

Poprzedni rok (2012) podsumowałam na endomondo między innymi słowami: "Wkręciłam się i chociaż moje tempo jest na razie dość żenujące, to zamierzam nad nim solidnie popracować :) Żebym mogła sobie spokojnie w oczy spojrzeć za rok, jak będę podsumowanie robić :D " 
Myślę, że mogę sobie popatrzeć w oczy bez wstydu :)

Dorzucę jeszcze fotkę wszystkich zdobyczy, ale muszę się zebrać w sobie, żeby ją wykonać, więc pojawi się (mam nadzieję) w przyszłym tygodniu :)

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Na maraton przyjdzie jeszcze czas :) Zawarłam sama ze sobą umowę, że dopóki nie będę w stanie przebiec połówki w czasie poniżej 2h, to w ogóle nie zastanawiam się nad dystansem pełnym :) Sprawdziłam już na sobie, że solidne przygotowanie to połowa sukcesu, więc jak już się zdecyduję na maraton, to na pewno poprzedzę to porządnymi przygotowaniami :)

      Usuń
  2. I dlatego ja ominąłem etap biegania połówki ;) Żartuję. Przygotowuję się na Orlen Warsaw Marathon 14.04. Chodzę na treningi niedzielne przygotowane przez nich, a pozatym biegam w tygodniu i mam nadzieję być dobrze przygotowanym na kwietniową imprezę. Do zobaczenia w Gdyni 8.02 ;)

    OdpowiedzUsuń