Jakoś się ostatnio nie mogłam zabrać za pisanie. Trochę przez ograniczony czas, ale też nie za bardzo mi się zdania składały. Nie było o czym!
Z treningami jakoś nie mogłam się rozbujać na dobre. Ostatni tydzień czerwca był jeszcze w miarę, bo dwa razy zaliczyłam basen i trzy razy biegałam. Na basenie to nawet udało mi się przepłynąć 1,9 km, więc już jestem prawie gotowa, żeby mierzyć się z 1/4 ironmana.. Hahaha ;) No, to pożartowałam sobie :)
Niestety, początek lipca to jedna wielka lipa. Pierwszy weekend mieliśmy wyjazdowy i to niestety nie na zawody, a na rodzinną imprezę, więc czas nam zleciał na robieniu masy, a nie na bieganiu :( Wróciliśmy z pełnymi brzuchami i wielkim leniem. W zeszły wtorek wybraliśmy się nad morze i dałam się skusić na pierwszą w tym roku kąpiel w Bałtyku. Później wspólny wtorkowy trening na Chełmskiej.. No i to musiało się tak skończyć - przeziębiłam się. W związku z kiepskim samopoczuciem i nadchodzącym Krosem, uznałam, że lepiej będzie się podkurować i nie biegać już do soboty. I tak przez pierwszą połowę miesiąca biegałam cztery razy. Cztery razy, jaka siara.
Kaszel jeszcze mi dokucza, ale gardło powoli zaczęło odpuszczać, więc jakieś światełko w tunelu widać..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz