Ukazało się podsumowanie wszystkich gdyńskich imprez w postaci klasyfikacji generalnej. Trzeba było mieć zaliczone co najmniej 3 z 4 biegów i to właśnie trzy najlepsze wyniki były brane pod uwagę. Wróć, nie najlepsze WYNIKI, a najlepsze LOKATY. Za każdy bieg otrzymywało się tyle punktów, ile wynosiło zajęte miejsce w klasyfikacji OPEN (z podziałem na płcie). Zwyciężał ten, kto miał najmniej punktów. Paradoksalnie, Bieg Niepodległości, w którym uzyskałam swój najlepszy czas na trasie, nie wszedł do mojej punktacji, bo z racji największej frekwencji, miałam przed sobą o wiele więcej kobiet niż w takim Biegu Urodzinowym w lutym. Co jest naprawdę śmieszne, bo te dwa starty pod względem wyników dzieli 10 minut.
Ale dość tego marudzenia, czas na:
Tuturu - fanfary :)
W klasyfikacji generalnej znalazło się 411 kobiet i ja, skromna szuraczka, zajęłam zaszczytną 235. pozycję. Uważam to za swój osobisty sukces. Nie dość, że wystartowałam we wszystkich czterech biegach (co wcale takie oczywiste nie było, zwłaszcza ze względu na naszą małą kibickę i jednak sporą odległość od domu..), to jeszcze z osoby, która na pierwszej imprezie w cyklu, w lutym, przebiegła dystans 10 km po raz DRUGI w życiu, przekształciłam się w kogoś, kto uplasował się blisko połowy stawki!
Ktoś może powiedzieć - też mi coś, biega jak pokraka i nawet 55 minut na trasie nie może złamać. To fakt, nie udało się rozmienić tej jednej piątki na drobne, ale, jak już wspomniałam, w lutym miałam wynik powyżej 65 minut. W przeciągu 9 miesięcy urwałam z życiówki dobre 10 minut.
Na koniec trochę humoru:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz