Powoli kończy się listopad, a ja nawet nie mam przebiegniętych 40 km. Szok :)
Na taki stan rzeczy wpływ miało przede wszystkim przeciągające się przeziębienie, a także fakt, że zaczęło mi świtać w głowie, że może warto jednak ten czas wykorzystać na regenerację. Ostatnie tygodnie przed NŚ były dość intensywne, więc odrobina odpoczynku jest jak najbardziej wskazana.
Zostało mi jeszcze kilka tygodni kursu pływania, więc należyte zaleczenie infekcji było priorytetem. Nie można się ładować na basen z gilem do pasa, więc faszerowałam się różnymi lekami, żeby katar zażegnać. Jak już mi się wydawało, że wygrałam, to następował nawrót. Na szczęście nie musiałam rezygnować z żadnych zajęć, chociaż jak po zeszłotygodniowym basenie znów zaczęło mi cieknąć z nosa, to się lekko podłamałam. To były jednak już ostatnie podrygi, bo do niedzieli już byłam jak nowa ;)
Moje bieganie ograniczało się ostatnio głównie do poniedziałkowych spotkań z biegnijmy.pl. Ponadto Bieg Niepodległości, Kłos i jedna Leśna Piątka dla Michała w dniu jego urodzin. Stąd te zawrotne 40 km na liczniku.
Na Kłosie początkowo chciałam zawalczyć, ale nie było w ogóle o czym mówić. Nie rozbiegałam w ogóle Biegu Niepodległości, więc nogi miałam jak z drewna.. Na 3 km zaczęło mnie coś ciągnąć pod kolanem i zapobiegawczo trochę zwolniłam, żeby sobie nie narobić problemów w biegu o złote kalesony. Nie wspominam już zupełnie o tym, że od momentu, w którym wysiadłam z samochodu do samego startu minęło może ze 3 minuty, więc rozgrzewki żadnej nie zrobiłam ;)
W tym miesiącu czekają mnie jeszcze jedne zawody - 30 listopada dyszka w Jarosławcu. Dałam się namówić Łukaszowi, ale raczej żadnego ścigania z tego nie będzie.
Teraz za priorytet stawiam sobie bardziej urozmaicone "treningi". Pogoda i zdecydowanie krótszy dzień naprawdę nie zachęcają do opuszczania domu, chociaż wiem, jakie to wspaniałe uczucie wrócić po bieganiu i mieć świadomość, że się wygrało z leniem. Na razie jednak, póki trwa mój kurs pływania, nie mogę sobie pozwolić na ryzyko w kwestii przeziębienia. Zostały mi jeszcze 4 lekcje w tym roku i dwa lub trzy spotkania w styczniu.
Jak skończy mi się kurs, to nadal zamierzam utrzymywać przynajmniej jeden basen w tygodniu, bo to jednak bardzo fajna odskocznia i zupełnie inny rodzaj wysiłku. Jednak godzina 19 to na naszym basenie istna zupa.. No i środa jakoś mi średnio pod tym względem pasuje.. No ale o dokładny harmonogram zajęć będę się martwić w styczniu, na razie nie ma co się zastanawiać nad tym na zapas.
Jaki jest zatem mój plan na najbliższe kilka tygodni? W największym skrócie:
3 x bieganie (pn, czw, sb/nd)
1 x pływanie (śr)
1 x cross training (wt)
1 - 2 x gimnastyka wzmacniająca - nogi, korpus (pt/sb i ewentualnie pn)
Mam nadzieję jakoś przetrwać ten okres krótkich dni i podłej pogody. W zeszłym roku jakoś się udało, więc może i w tym roku dam radę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz