poniedziałek, 12 sierpnia 2013

5 dni absolutnej laby!

Nastał ten piękny dzień, że doczekaliśmy się urlopu. Od 5 do 9 sierpnia mieliśmy wolne i mieliśmy odpoczywać. Łukasz wytrzymał do wtorku i poleciał na Wspólne Bieganie, a ja korzystałam z wolnego dalej i cieszyłam się obecnością mojej Sylwii :)

Powiem szczerze - dawno się tak nie nażarłam jak w czasie tego urlopu. Kombinacje kulinarne chyba mocniejsze niż w czasie ciąży. Gofry zagryzałam lodami i odwrotnie. Odbiło się to oczywiście na wadze (1,5 kg do przodu!), ale w końcu urlop rządzi się swoimi prawami!

Ciężki był powrót do treningów.. W buty wskoczyłam w czwartek i ciężko sapiąc zawlokłam swoje 4 litery na Chełmską. Oj ciężko było, dosłownie i w przenośni. Przebiegłam niespełna 9 km, a czułam się tak, jakbym strzeliła ze dwa razy tyle. Kondycjo! Czy ty też udałaś się na urlop? Załamka, a Cross po Chełmskiej już 17 sierpnia...

Piątek i sobota upłynęły pod znakiem wypadów nad jezioro, ale również ogarniania się z jedzeniem. Koniec "grzechów". Muszę przyznać, że łatwo mi to przyszło, zaskakująco łatwo.

Na niedzielę zaplanowaliśmy sobie dłuższy trening. Zważywszy na fakt, że ostatnio biegam niewiele, to wszystko ponad 12 km uznałam za "długie wybieganie". Wpadło niecałe 14 km, w całkiem dobrym tempie. Zrobiliśmy dwa razy trasę nadchodzącego Crossu plus drogę w tę i z powrotem. Na pierwszej pętli towarzyszyli nam znajomi, których mam nadzieję na nowo zaraziliśmy bieganiem :D Drugą polecieliśmy na dobitkę. Był pomysł, żeby polecieć na Leśną Piątkę, ale ostatecznie upadł i przetrenowaliśmy Cross po raz drugi.

Najlepsze jest to, że przez to, że jakoś specjalnie nie dociskaliśmy tempa, to zarówno po pierwszej, jak i po drugiej pętli nie czułam jakiegoś przytłaczającego zmęczenia, co zdarza mi się odczuwać we wtorki po Wspólnym Bieganiu. Niby biegłam wolniej tylko o kilka-kilkanaście sekund na kilometr, ale to naprawdę ogromna różnica. Przy finiszu, zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem, pozwoliłam sobie na małe szaleństwo i wypróbowałam swoje możliwości sprintowania. Ciekawe czy na biegu, przy obecności kibiców, uda mi się docisnąć jeszcze trochę i przesprintować cały odcinek po płytach? Na razie wystarczyło mi siły na połowę odcinka.. A może to kwestia braku odpowiedniej motywacji, dopingu? Zobaczymy w sobotę!

Jedno jest pewne. Lodów i gofrów to mam dość na jakiś czas :)

1 komentarz:

  1. Oj tam oj tam, ja bym już jakiegoś gofra wrzuciła na ząb..:D

    OdpowiedzUsuń