Dałam sobie chwilę na ochłonięcie. Nie chciałam pisać od razu po biegu, bo obawiam się, że poza "ohami" i "ahami", nie wykrzesałabym z siebie nic sensownego. Nie obiecuję, że dzisiaj będzie lepiej, ale może się jednak uda... :)
Leśna Piątka. Ni to zawody, ni to trening. No bo jak? Zawody w środku tygodnia? Trening z czipowym pomiarem czasu i frekwencją przekraczającą 200 osób? Po prostu: L5.
Nie wiem, w sumie, czego się spodziewałam po tym biegu. Bardzo chciałam, żeby przyszło trochę ludzi. Po zapisach internetowych, w których udało mi się znaleźć na pierwszym miejscu (to jak na razie moje jedyne pierwsze miejsce w kontekście biegania :P ), jasne było, że zainteresowanie jest. Tylko czy to zainteresowanie przełoży się na frekwencję? Fajnie by było, bo trasa ciekawa.
Co do samej trasy. Fakt, miejscami było ciasnawo, miejscami kostki mi "pływały" w piasku, w innym miejscu skorzystałam z darmowego masażu stóp ostrymi kamieniami (nie polecam!), ale taki jest las. Jakbym chciała trasy płaskiej i gładkiej, to bym poszła na stadion, ale odkąd jestem nową fanką lasu, to w ogóle się nie przejmuję pająkami i innymi takimi! To znaczy przejmuję się, ale wierzę, że jak już tak szybko biegnę (haha), to jestem dla robali niewidoczna, albo chociaż nieatrakcyjna.. ;)
Teraz przyszedł czas na słodzenie. Ostrzegam, poziom cukru i lukru może sięgnąć zenitu, więc lepiej zaopatrzyć się w glukometr, żeby nie nabawić się cukrzycy :)
Atmosfera przed, w trakcie i po biegu - nieporównywalna z żadną imprezą, na jakiej do tej pory byłam. Fakt, żaden ze mnie ekspert, moje doświadczenie jest niewielkie.. Ale cóż - nie znam się, więc się wypowiem!
Nie udało mi się zapewne ukryć zdziwienia na twarzy, kiedy wybiegłam z lasu (postanowiliśmy z Łukaszem dobiec na miejsce i w ten sposób odbębnić rozgrzewkę), a tam czekała nas całkiem spora kolejka do Biura Zawodów! Szok.
Czuję się zobligowana podziękować w tym miejscu wszystkim osobom, które mnie zaczepiały i mówiły miłe słowa o moim pisaniu! Bardzo, bardzo, baaardzo dziękuję i obawiam się, że tym sposobem przyczyniliście się drodzy Państwo do tego, że będę pisać więcej.. :) Moje ego ledwo się zmieściło w mieszkaniu, jak już wreszcie dodarłam do domu..
Być może to właśnie te uskrzydlające opinie tak na mnie podziałały, a może to po prostu kwestia idealnego dnia, albo wynik ciężkich treningów (ekhm), ale w nogach był ogień i wykręciłam na trasie swój rekord. Trasa lekko pofałdowana, może nie tak, jak krosy po Chełmskiej, ale jednak do płaskiej trochę jej daleko. Kiedy wiedziałam, że jeszcze jakieś 350 metrów do mety, to zerknęłam na zegarek, a tam, ku mojemu zdziwieniu, czas dający szansę na złamanie 30 minut. No to docisnęłam swoje cichobiegi, wyprężyłam pierś (nigdy nie wiadomo, kiedy będą robić zdjęcia!), zadarłam głowę do góry i heeeeeej przygodo! Ostatecznie nabiegałam 29'35" i jestem nawet bardziej niż zadowolona.
Trochę mnie wieczorem ciągnął prawy Achilles, ale wyobrażam sobie wtedy Achillesa z Troi (dla mniej zorientowanych - Brad Pitt) i już mi lepiej. O wiele lepiej :D
Tak więc - Leśna Piątka - POLECAM, POLECAM, POLECAM! Już dziś nie mogę się doczekać "poprawin", które zaplanowano na 12 września.
Karolina, Artur, Jędrzej, Remik - lepiej żeby Wam nic nie wypadło, bo będzie dym. (Pewnie i tak tego nie czytają, ale niech się czują obsmarowani!) Wielkie brawa dla Kajcika, że mimo późnego komunikatu dotarł na miejsce i przez większość trasy nam towarzyszył :)
Podziękowania dla niezawodnej Justyny, naczelnego fotografa za świetną fotorelację. Zdjęcia jak zawsze pierwsza klasa no i nawet taka wątpliwej jakości modelka jak ja wygląda jak człowiek :D Brawo.
Last but not least - dziękuję Ci Łukaszu, że zrezygnowałeś z walki o pierwszą dziesiątkę i pobiegłeś razem ze mną :) to było naprawdę bardzo miłe!
Dobra, koniec tej prywaty. Chyba podziękowałam i pozdrowiłam już wszystkich... :D
Sodówka, straszna rzecz.... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz