Plan treningowy na kolejne tygodnie rodzi się w bólach, ale coś tam powoli zaczyna się klarować. Wtorki i środy obstawione. Myślę intensywnie nad czwartkiem. Póki jest jeszcze w miarę jasno, to mogę się pokręcić w leśnych okolicach, ale później trzeba się będzie przenieść "na miasto".
Zabawne jest to, że jeszcze nie tak dawno temu zupełnie nie wyobrażałam sobie biegania po lesie. Nie chciałam nawet wchodzić do lasu, a co dopiero biegać. Z tego powodu, zeszłej jesieni biegałam tylko po mieście. Teraz, kiedy oswoiłam się z lasem, nie chce mi się nawet myśleć o wdychaniu spalin podczas biegu miejskiego.. Ale co zrobić? Po mieście sama pobiegam, po lesie to się jednak już trochę boję..
Chcąc, nie chcąc muszę sobie jakieś trasy miejskie opracować. Ile można biegać dookoła Atrium? :)
Kilka dni temu dotarły do mnie nowe buty. Trochę się spóźniły, bo gdyby przyszły kilkanaście godzin wcześniej, to bym je wypróbowała na pierwszej Leśnej Piątce. No ale trudno. Zaistniała konieczność zakupu nowych butów, bo moje cichobiegi z decathlon'a niestety słabo znoszą leśne wycieczki. Trochę się bałam, że przesiadka na nowe obuwie będzie skutkowała jakimiś dolegliwościami bólowymi, ale, o dziwo, nic nowego mi nie dolega ;)
Na wczorajszym wtorkowym wspólnym bieganiu koleżanka zapytała mnie, ile już mam przebiegniętych kilometrów. Tak w sumie, od samego początku. Nie mogłam udzielić odpowiedzi tak od razu, bo jakoś tego nie zliczam całościowo. Wiem tylko, że od kilku miesięcy utrzymuję się na poziomie ok. 100 km miesięcznie. Po powrocie do domu postanowiłam sprawdzić, ile tego już się nazbierało od dnia pamiętnego 25 września, kiedy to pokonałam swoje pierwsze 1,5 km ;) Tam tararam, uroczyście oświadczam, że od początku mojej "kariery biegowej" mam nabiegane niespełna 1000 km. Szok? Ano szok :) Zanim zamknę pełny rok, to tysiak pęknie na pewno :) Na dzień dzisiejszy jest to dokładnie 985,15 km.
Sierpień dobiega końca, raczej rekordu z kwietnia (116,32 km) nie pobiję, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić to we wrześniu :) W tym miesiącu planuję jeszcze jeden trening, pewnie w czwartek, bo w niedzielę wybieramy się na dychę do Białego Boru. Trzeba zadbać o odpoczynek przed startem, mimo, że nie nastawiam się na życiówkę (trasa tylko w 20% jest uliczna, reszta to cross), z tego, co widziałam na liście startowej moja kategoria wiekowa obstawiona mocno ;) a co, popytałam wujka google o tą i tamtą, kto zabroni? :P
Nie ma się co żyłować, lepiej odpocząć i przebiec cały dystans z klasą, niż oszukiwać wszystkich dookoła i przede wszystkim siebie, że można więcej niż organizm w rzeczywistości jest w stanie znieść.. :) Jestem królową w robieniu sobie mega ambitnych planów (tutaj na szczęście trafia tylko niewielki odsetek moich chorych pomysłów.. ), więc czasem dobrze jest przyhamować, zatrzymać się i zadbać o "świeżość w kroku" :D Nie jestem przecież żadnym zawodowcem, tylko raczkującym amatorem, a bieganie ma sprawiać przyjemność, a nie być źródłem frustracji. Nie każdy bieg musi się skończyć życiówką.. :) Niestety, czasem zdarza mi się o tym zapomnieć..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz