czwartek, 17 marca 2016

Co by tu napisać..

Cały plan na 2016 rok zniknął, jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki.. Pobiegłam tylko styczniowy Bieg Króli - 7,5 km i nie zapowiada się, żebym miała coś jeszcze z wcześniej zrobionej listy zaliczyć. Kto wie, może kolejny bieg, na jaki dam radę się wybrać, to inauguracja kolejnego Jamneńskiego Tour'u - bieg Mikołajkowy na początku grudnia? No, ale to też nie wiadomo.. 

Obecnie zajmuję się bardzo przyziemnymi sprawami i chociaż chętnie bym sobie pobiegała, to jednak nie za bardzo się teraz do tego nadaję, a poza tym - kompletnie nie mam siły. Popołudniami zalegam na kanapie i niewiele jest mnie w stanie stamtąd wypędzić ;)

Obydwa starty w triathlonie trzeba było odkręcić. Na szczęście udało się bez większych komplikacji. O ile czerwcowy Charzykowy - na upartego (bardzo upartego) - mogłabym jakoś opękać (chociaż jak sobie to wyobraziłam właśnie, to aż mnie zemdliło), to już w Przechlewie nie ma absolutnie żadnych szans ;) Chociaż podobno porody w wodzie są teraz bardzo na czasie.. :) 

Także - stało się. Plany były ciut inne, ale tak to właśnie bywa z planowaniem :) Cieszę się, że się odważyłam w 2015 roku spróbować tego całego triathlonu, bo dzięki temu wiem, jak niesamowite jest to doświadczenie. Emocje nie do porównania z żadnym biegiem. Z dwójką szkrabów "na koncie" mogłabym mieć trochę mniej odwagi.. no, i rzecz jasna - czasu ;) ale o tym, jak to będzie z czasem, przyjdzie mi się przekonać już niebawem.. :)