sobota, 1 marca 2014

Luty. Bida z nędzą.

W związku z chorobami i kompletnym brakiem czasu na cokolwiek.. luty to była jakaś porażka :D

Mój powalający wynik to: 68,74 km! (słownie: sześćdziesiąt osiem przecinek siedemdziesiąt cztery.. ) w czasie 7h 48'31", co daje średnie tempo na poziomie 6:49 [min/km]. Nie wypada tego nawet komentować :)

Tyle mam ostatnio na głowie, że nie ma kiedy pisać.. Chociaż patrząc na ten powalający przebieg, można wnioskować, że nie pisałam, bo nie było o czym.. Ale to nie jest prawda ;) Coś tam biegałam, jednak zdecydowanie nie tak dużo, jak bym chciała.

Wskoczyły jedne zawody - Bieg Urodzinowy w Gdyni 8 lutego. O mały włos, a bym w ogóle nie pobiegła.. Obudziłam się tamtej soboty zupełnie rozbita, z gorączką i poważnie rozważałam wycofanie się z biegu. Gripeksy i inne takie postawiły mnie na nogi, na godzinę przed biegiem zaserwowałam sobie kolejne tabsy i na te dwie, trzy godziny - kiedy było to najbardziej potrzebne, czułam się lepiej. Chociaż czułam, że szczyt formy to to nie jest..

Pobiegłam w godzinę z malutkim haczykiem, ale nie o czas się rozchodziło. To był nasz pierwszy Babeczkowy wspólny start :) Nasze żółte wdzianka cieszyły się ogromnym zainteresowaniem kibiców na trasie :) no i co tu wiele mówić - biegło się świetnie :) Karolina poleciała życiówkę, pozostałe dziewczyny też się świetnie spisały :)

Dla mnie od początku ten bieg był trochę tak "na zaliczenie". Nie miałam okazji pobiegać i popracować nad formą w styczniu, więc szans na życiówkę nie miałam. Ale medal kuszący, więc sroczka przyjechała po swoje :)))

A teraz... wielkimi krokami zbliża się Bieg Zaślubin... i wszystko wskazuje na to, że szanse na życiówkę na 15km są marne. Po tych tygodniach wyłączenia z aktywności wszelakiej (zatoki nawaliły, więc wyleciałam z basenu i nie wiem, czy powinnam tak szybko wracać..) nie zanosi się na błyskawiczne odbudowanie formy i jeszcze (hahaha) podciągnięcie jej.. Bo przecież takie były plany.. No ale trzeba będzie te plany po prostu zweryfikować.

Mam dwa tygodnie. Będzie ciężko, bo jestem nadal zaangażowana w inne "zajęcia pozalekcyjne" i chociaż nie jest to żaden sport wyczynowy, to jednak jestem solidnie zmęczona. Nie sądzę, żebym miała jeszcze czas na cokolwiek, więc będę rzeźbić w g... ;))))

Może się jeszcze skuszę na 10 km na tydzień przed Kołobrzegiem, ale na pewno nie na maksa, bo potem zabraknie mi siły na Bieg Zaślubin.. Bo jakoś tak dziwnie - nie pobiec w Koszalinie? :)

Jeszcze zobaczymy.. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz