poniedziałek, 8 września 2014

Co dalej?

Do końca roku zostało jeszcze kilka ładnych tygodni, ale biegowo będzie się już działo zdecydowanie mniej. Podobnie jak w zeszłym roku po Nocnej Ściemie, budzę się każdego ranka i zastanawiam się "co dalej?"..

Od kwietnia do sierpnia byłam pochłonięta realizacją planu maratońskiego, którego zwieńczeniem był start w Trójmieście w połowie sierpnia. Zimę przebiegałam bez jakichś większych założeń - po prostu do przodu. Lato było dla mnie bardzo wredne. Cały lipiec grzało niemiłosiernie, a jak już wreszcie gorąc zaczął powoli odpuszczać, wlewając nadzieję w moje serce, to zdarzały się takie małe "przypomnienia", że nadal jest LATO! Pech chciał, że te gorące akcenty pogodowe przypadały dokładnie wtedy, kiedy najmniej bym sobie tego życzyła.. ;)

Przed maratonem już się przecież ochłodziło, nawet były dni deszczowe.. a 15 sierpnia - lampa. To samo było w minioną sobotę. Babeczki w sztafecie na dystansie 1/4 IM walczą o podium (no i złote kalesony!), a od samego rana słońce wali z całej siły.. Start o godzinie 10:30 - pływanie 950m, później 45 km na rowerze.. nie trzeba być żadnym geniuszem, żeby ustalić, że etap biegowy przypadnie na godzinę 12-13.. UROCZO. Dałyśmy z siebie wszystko - podium niestety nam uciekło.. ;) Następnym razem trochę potrenujemy! Jednak nie zawsze ma się to szczęście, że wpada się na zawody zupełnie z bomby i zgarnia się podium :D trzeba się było zadowolić złotymi kalesonami. I trzmielem w piwie.. ;)

Fajnie było, nie ma co.. Chociaż nie udało mi się w tym roku zrealizować "marzenia" z początku roku, nie wystartowałam w triathlonie (znaczy, wystartowałam, ale nie w pełnym), to są pewne plusy tej sytuacji. Nie chciałam łapać kilku srok za ogon i wybrałam przygotowania do maratonu. Triathlon musi poczekać :) Podpatrzyłam jak to wszystko wygląda z bliska, jak się nauczę jeździć na rowerze szybciej niż 15 km/h to będę miała już jakieś przygotowanie teoretyczne.. ;) i prawie praktyczne, bo zmianę biegową mam już opanowaną :D

Ten cały potok słów jednak nie przybliża mnie do odpowiedzi na zadane na początku pytanie - co dalej? Jak w sobotę biegłam w tym upale, to jedyne, co mi przychodziło do głowy to: "odpoczynek". Ale jak? Odpoczynek już we wrześniu? Jeszcze jakieś biegi będą przecież.. Tylko.. czy mi się jeszcze chce? Siedzę właśnie z katarem i chrypą a'la Barry White.. Kicham, prycham.. i.. snuję plany ;)

Miałam sobie pochodzić na basen trochę, żeby pozostać w ruchu, ale odpocząć od biegania.. ale jak, skoro zaczyna mnie rozkładać? Jak żyć i co robić? :)

Nie powiem, kiełkuje mi w głowie pewien szalony plan.. Ba, nawet dwa.. a jak tak sobie teraz dobrze pomyślę, to w zasadzie trzy.. No ale to zdrowie musi być na takie sprawy. A jak tu planować coś na poważnie, skoro gil sięga pasa?

Powiedzmy sobie jednak szczerze - przecież z tym gilem do pasa planuje się najlepiej :P

Poczekam na rozwój sytuacji i podejmę decyzję. Czas ucieka, a jak się zdecyduję, to wypadałoby ruszyć tyłek z fotela ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz