1. Nadmiar spraw do załatwienia.
Wpadłam w wir obowiązków i przez absolutnie idiotyczne podejście na zasadzie "a jakoś to będzie", przyładowałam sobie taki nawał pracy, że bywały chwile, że wątpiłam, czy w ogóle się ze wszystkim wyrobię. Zamiast podejść do tematu na spokojnie, rozplanować pracę i systematycznie realizować kolejne zadania - huzia na Józia. To nie mogło się skończyć dobrze.. ;) Chociaż coś tam błyska w oddali, jakieś światełko w tunelu i w głębi ducha modlę się, żeby to nie był pociąg ;)
2. Nadmiar kochanego ciałka.
Przez panujący w głowie chaos, sypią się też inne aspekty życia codziennego. Dawno zapomniałam o zasadzie, żeby myśleć, co wkładam do ust i czy faktycznie tego potrzebuję. Jak się zaraz nie opamiętam, to będę musiała wyciągać ciuchy z czasów ciąży.. :P
3. Nadmiar dramatów. Nie moich!
Jakby było mi mało własnych spraw, to jeszcze dookoła mnie rozgrywają się jakieś niestworzone historie, które, zamiast zignorować i zająć się sobą, obserwuję i mimowolnie daję się wciągać w gierki osób, którym się w życiu najwyraźniej mocno nudzi. Nu, nu, nu.
4. Nadmiar chorób (niedobór zdrowia).
Przeziębienie, którym poczęstował mnie mąż w Przechlewie miało sobie pójść w diabły po kilku dniach. Coś jednak poszło nie tak, jak trzeba i dopiero tydzień temu poczułam, że wreszcie nie dusi mnie kaszel. Niestety, wczesna jesień ma to do siebie, że rano jest zimno, a po południu w miarę ciepło.. Nie wiadomo, jak się ubrać, a w zasadzie - czy się rozebrać? No i przewiało mnie w poniedziałek w pracy, doprawiło na bieganiu i nowe przeziębienie na własne życzenie..
W zasadzie na tym kończy się lista.. Teraz mogłabym ponarzekać o tym, czego mi brakuje, Tylko po co? Od samego tego narzekania nic się nie zmieni..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz