wtorek, 12 listopada 2013

Grand Prix Biegów Ulicznych w Gdyni - zaliczone!

Dziś (a w zasadzie już wczoraj..) miał miejsce ostatni bieg z cyklu GP Biegów Ulicznych w Gdyni, czyli Bieg Niepodległości. Nietypowo, bo w poniedziałek, chociaż z drugiej strony bardzo typowo, bo zazwyczaj biegi niepodległości odbywają się dokładnie 11 listopada, niezależnie od tego, w jaki dzień tygodnia to wypadnie.

Jechaliśmy do Gdyni "bez planu", z głównym założeniem: zdobyć czwarty medal do kolekcji. Mieliśmy pewne obawy, że po całonocnej zabawie z soboty na niedzielę i późniejszych poprawinach będzie ciężko coś więcej z siebie wykrzesać, ale okazało się, że wcale tacy zmarnowani nie byliśmy. Trochę nam się koncepcja zmieniła, bo początkowo zakładaliśmy, że do Trójmiasta dojedziemy już w niedzielę, albo będziemy startować w poniedziałek, ale z trochę bliższej lokalizacji.

Wyszło jednak inaczej i dzisiaj na 9 minut przed południem, w akompaniamencie tradycyjnych przyśpiewek "czy możemy już wychodzić?", "jesteś już gotowa?" i "mieliśmy wyjechać 20 minut temu!", opuściliśmy Koszalin, zmierzając w stronę Gdyni. Łukaszowa nawigacja pokazała, że podróż zajmie nam 2 h 55 minut, więc przez pierwsze 15 kilometrów w samochodzie panowała grobowa cisza.. Szybko okazało się, że nawigacja skalkulowała czas podróży jak dla "normalnego" poniedziałku i stąd taki wynik..

Za zjazdem na obwodnicę Trójmiasta zabraliśmy czekającego na nas Szwagra i mając jeszcze prawie godzinę do startu, spokojnie podążyliśmy w jego okolice, z nadzieją, że uda nam się znaleźć jakieś sensowne miejsce parkingowe. Niezawodna okazała się miejscówka z poprzedniego biegu. W sumie tylko na Biegu Europejskim musieliśmy szukać miejsca gdzieś indziej.. :)

Aura już jesienna. Powietrze chłodne i dość nieprzyjemne. Co prawda termometr wskazywał 10 stopni, ale na bank temperatura odczuwalna była niższa.. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że w tłumie jest zdecydowanie cieplej i o wiele trudniej o to chłodne powietrze.. ;) Wystroiłam się więc i w daszek i w opaskę na uszy, na szyję.. No i trzeba było striptease uskuteczniać na trasie.. :D

Początkowo biegłam razem z tłumem, nie starałam się przeciskać do przodu, w końcu to miał być "bieg na zaliczenie". Zanim zegarek odnotował pierwszy kilometr, porzuciłam pierwotną koncepcję i latałam od lewej do prawej, szukając miejsca na dogodne wyprzedzanie. Czasem kogoś przypadkowo szturchnęłam, czasem przekręcałam się ile się dało, żeby tego uniknąć, podnosiłam ręce, żeby nie oberwać łokciami.. No i na 3 km, tuż przed drugim mostem, już wiedziałam, że jak się człowiek porządnie nawpierdziela na takim weselu, to później ma dużo siły, żeby przebierać nogami. Może gdzieś podświadomie uruchomiły się też wyrzuty sumienia? :D Nie wiem, ale już mi się nie chciało snuć z tyłu :D

Jeszcze przed startem zauważyłam, że ostatni bieg w Gdyni za dnia mieliśmy dokładnie pół roku temu. A na trasie poprzednio biegaliśmy 5 miesięcy temu, w Nocnym Biegu Świętojańskim.. Także trochę tego czasu upłynęło..

Podsumowanie GP przedstawia się następująco:


  • 09.02. Bieg Urodzinowy Gdyni 10 km

    1
    h05'15"    |   6:26   |   2139 / 2241 (lepiej niż 5%)  |   147 / 162 (lepiej niż 9%)
  • 11.05. Bieg Europejski Gdynia 10 km
     
    57'52"   |   5:47   |   2482 / 3184 (lepiej niż 22%)   |   169 / 332 (lepiej niż 49%)
    • 21-22.06. Nocny Bieg Świętojański 10 km

      56'48"   |   5:41   |   2852 / 4363 (lepiej niż 35%)   |   210 / 545 (lepiej niż 61%)
      • 11.11. Bieg Niepodległości Gdynia 10 km

        55'46"   |   5:35   |   3979 / 5594 (lepiej niż 29%)   |   271 / 608 (lepiej niż 55%)


        Gołym okiem widać progres wyników. Dzisiaj, mimo słabego przygotowania (w minionym tygodniu biegałam raz i to bardzo krótko i wolno, a do tego jeszcze to wesele w weekend), udało mi się ustanowić najlepszy rezultat na tej trasie. 

        Aż ciśnie mi się na usta pytanie "a co by było, jakbym od razu biegła na 100%?". Tego już się nie dowiem, ale nie zamierzam tego tematu jakoś specjalnie roztrząsać. Pobiegłam tak, a nie inaczej i jestem z siebie zadowolona. 

        Po wartościach procentowych widać, że dzisiaj biegło co prawda więcej osób, ale jednak chyba trochę szybszych ode mnie, bo mimo lepszego czasu, moja pozycja w stawce była gorsza niż poprzednio. Ale ja nie z tych, co się z tysiącami ludzi porównuje.. ;) To tylko dla celów statystycznych i czysto informacyjnie :D
         
        Łukasz postanowił biec ze mną, a przy okazji tak żółwiego dla Niego tempa, porobić trochę zdjęć. Cykał te fotki jak jakiś opętany. Niestety, już coraz szybciej robi się ciemno i im bliżej mety, tym więcej zdjęć rozmazanych. Wybrałam kilka, z których można utworzyć "fotostory" :)

        Uśmiech przed startem :)

        Na starcie było ciasno, trzeba ostrożnie stawiać nogi :)
        Bieg uliczny, a nie chodnikowy :P

        Gdzieś przed 2 km :) 


        Nie znudziło się Panu, Panie Fotografie? ;)

        Połowa trasy już za mną :D

        Kilometr pod górkę..

        O jak ja nie lubię podbiegu na ul. Świętojańskiej...

        Kiedy ten podbieg się skończy...?

        Koniec ul. Świętojańskiej - wreszcie! :D

        Trochę nieostre, ale widać "banana" na twarzy, bo zostało już tylko 1,5 km :)

        Sea Towers, nadciągam!! :)

        Finisz. Tak, ja ledwo żyję, a ten Pan rozmawia przez telefon.... :D
        Wszystkie medale z Gdyni w komplecie :D

        Następny bieg w sobotę w Kłosie, tradycyjnie o 10 :) Jak zdrowie pozwoli, to przypuszczę kolejny atak na życiówkę na 5 km.... :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz