piątek, 4 września 2015

Dawno, dawno temu...

... za siedmioma górami, za siedmioma lasami, żyła sobie dziewczyna, co to szurała, bo lubiła i czasem coś tam popisała... O, jak dawno mnie tu nie było! Złożyło się na to wiele czynników, których nie będę rozwijać, bo szkoda czasu! ;)

Co tam się u mnie działo po triathlonie? Otóż tydzień później zrobiłam kolejny - w Kołobrzegu ;) Relacja z niego rodzi się w bólach.. Ale powstanie! Kilka dni temu za to zrobiłam jeszcze jeden - w Chmielnie. Tym razem supersprint (600m + 15km + 3km). No i też coś nabazgram na ten temat.. :)

Biegowo zaś, delikatnie mówiąc, szału-bez. Jak już zeszło ze mnie powietrze po zeszłorocznym maratonie, to stopniowo staczałam się w biegowy niebyt. Nie wiem, czy to kwestia przemęczenia, czy może jakieś inne czynniki, ale po prostu tak, jak mi się wtedy nie chciało, to nie było jeszcze chyba nigdy ;)

To niestety przełożyło się na bardzo brzydkie wskazania na urządzeniu o szklanym licu wyświetlającym cyferki. Pomału się ogarniam, ale nie jest lekko. Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy miałam kilka "lepszych" momentów i już mi się wydawało, że wychodzę na prostą... ale okazywało się, że to kolejna ślepa uliczka.

Czy teraz jest lepiej? Nie wiem. Chciałabym, żeby było, bo jestem zmęczona swoim nieogarnięciem ;) Jedno jest pewne - znów czuję przypływ energii i zamierzam ją przekuć w coś pozytywnego.

Gapię się w endomondo i nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że w zeszłym miesiącu "natrzaskałam" tylko niecałe 40 km. Miałam tydzień urlopu, ale kurde... Przesada! :) Owszem - pojeździłam trochę na rowerze, co przełożyło się na mniej więcej taki sam czas aktywności, co w lipcu. Niemniej, wynik lipcowy i sierpniowy to ok. 11,5 h ćwiczeń.. W czerwcu było to 18h.. a w czerwcu 2014 (mój najbardziej aktywny i "najchudszy" czas) - prawie 26h... Nie ma się więc co dziwić, że waga nagle zaczęła wskazywać to, co zaczęła wskazywać. Te statystyki są bezlitosne dla mnie, nie ma co..

Przez ostatnie miesiące rozpisałam sobie chyba ze cztery plany treningowe. Wszystko o kant dupy, bo kończyło się albo zanim na dobre zaczęło, albo po jednym treningu. I nie zawsze z powodu choroby! ;) ale dość tego, już wystarczy. Na wdrożenie konkretnego planu jest dla mnie jeszcze psychicznie za wcześnie (poczekam aż poziom motywacji będzie trochę wyższy..), jednak postanowiłam wyznaczyć sobie cele na ten miesiąc i choćbym miała się zesrać - zrealizuje je.

Przedstawia się to następująco:

1. Więcej biegać. Nie może być tak, że na 31 dni w miesiącu przypada tylko 6 dni z bieganiem (w tym jeden to zawody!).

Przynajmniej 3 razy w tygodniu, z obciążeniem rzędu 25-30 km/tydzień - to by dało powiedzmy 115 km.

2. Rower! Zeszły miesiąc "uratowała" właśnie aktywność na rowerze. Teoretycznie najprościej to ogarnąć - nie można zwalić na brzydką pogodę czy brak czasu..

Jeździć regularnie - 2 razy w tygodniu lub łączny czas jazdy powyżej 1h - będę zadowolona z wyniku 8h jazdy na rowerze we wrześniu..

3. Basen... Tu będzie najtrudniej, bo jestem po przebojach z zatokami.. Ale trzeba być dobrej myśli - popływanie zawsze się przyda.. Żeby nie przeszarżować - na wrzesień zakładam sobie plan pt.:

3 razy w miesiącu.

Po co to wszystko piszę? Sama nie wiem, po tylu miesiącach ciszy pewnie i tak nikt tu nie zagląda.. ale skoro tak publicznie się zdeklarowałam, to będę przez cały miesiąc żyła w przekonaniu, że się tak obnażyłam emocjonalnie i mooooże mnie to mocniej zmotywuje? :)

Poczyniłam również stosowne pomiary na urządzeniu o szklanym licu wyświetlającym cyferki. Wyraziłam pobożne życzenia co do tego, jak bardzo chciałabym zmienić te wskazania przez kolejny miesiąc.. Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie ;)

Realizacja na dzisiaj przedstawia się żenująco :D

1.      5,5% (6,33/115 km)
2.      0% (0h/8h)
3.      0% (0/3)

Na szczęście zapisałam się na zawody! A to dodatkowa motywacja do wrzucenia kilku km! :)

Pozdrawiam ;) i kończę ten przydługi wywód.. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz