poniedziałek, 25 marca 2013

Piątek, świątek i niedziela.

Nie ma znaczenia, czy jestem w domu, czy akurat na wyjeździe. Wszędzie można ze sobą zabrać ciuchy i buty i korzystając z chwili wolnego, wyruszyć na trening. Tak właśnie minął nam ten weekend. Poza domem, ale owocnie pod względem treningowym. Mogło być trochę lepiej, ale z pewnymi sprawami się nie wygra - osłabiony przeziębieniem organizm ma zupełnie inną wydolność.

Po środowym treningu na stadionie doszłam do wniosku, że nie dam rady przeprowadzić jeszcze 3. do końca tygodnia. To jednak za dużo po zawodach. Dlatego wybrałam się w czwartek na basen, ale to też nie wyszło mi na zdrowie. Zaziębiłam się, prawdopodobnie na stadionie, a doprawiłam na basenie. W piątek byłam już solidnie zakatarzona. Dlatego niedzielne wybieganie było sporym wyzwaniem. W planach widniał dystans 14 km, ale musiałam zadowolić się tylko 10.

Mimo nasilającego się kataru, podjęłam decyzję o zabraniu ze sobą na wyjazd butów i dwóch zestawów ciuchów (żeby nie prać poza domem ;) ). Uznałam, że najwyżej z nich nie skorzystam, jeżeli przeziębienie postanowi przerodzić się w coś więcej. W sobotę było całkiem w porządku, w niedzielę trochę gorzej, ale nie poddałam się i postanowiłam wziąć i ten trening na klatę, chociaż musiałam go trochę okroić. Niemniej, jestem zadowolona, że mimo słabszego stanu zdrowia udało mi się chociaż w jakiejś części zrealizować założenia treningowe.

Tak więc z zaplanowanych na tamten tydzień 33 (6+7+6+14) km zrealizowałam niecałe 26 (9,46 + 6,33 + 10,12). Ponieważ już w środę postanowiłam odrzucić jeden trening (to pierwsze 6km) to można przyjąć, że nabiegałam prawie tyle, ile trzeba, chociaż nie do końca tak, jak było założone. Jednak ten środowy trening na stadionie to również odcinki w marszu, więc aż tak się nie jaram tymi kilometrami ze środy.

Plan na ten tydzień wygląda podobnie. Pierwsze 3 treningi spokojne, a w niedzielę wybieganie. To dopiero będzie wyzwanie, bo w niedzielę Wielkanoc. Albo pobiegnę raniutko, albo wieczorem, po tym całym obżarstwie. Może to i jest lepsze rozwiązanie, bo będę się pilnować, żeby się za mocno nie nafutrować, by mieć w miarę pusty żołądek do biegania.

Czas pokaże, czy uda mi się zrealizować założenia. Wiele też będzie zależało od stanu mojego zdrowia, ale już chyba powoli przechodzi mi to przeziębienie. Dlatego jestem dobrej myśli!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz