poniedziałek, 4 marca 2013

W marcu jak w garncu? Na razie nie jest źle :-)

Od pierwszych dni marca pogoda mnie rozpieszcza. Piękne słońce, coraz wyższe temperatury. Aż miło wyjść, pobiegać. Na dzisiaj zaplanowałam sobie 30 minut spokojnego biegu i kilka przebieżek dla podkręcenia tempa. Wybrałam dzisiaj jednak o wiele lżejszy niż zazwyczaj strój - łydki na zewnątrz! - i chyba mnie to jakoś tak ogólnie rozochociło do żwawszego tempa. Najpierw biegłam z myślą, że zrobię sobie żwawszy kilometr.. Później pomyślałam, że w sumie polecę żwawe 12 minut i będę miała może jakiś fajny rezultat z testu Coopera (ostatnio utrzymywałam tempo w okolicach 6:30, więc na TC szału nie było). Jak minęło te 12 minut to doszłam do wniosku, że całkiem dobrze biegnie mi się tym tempem i że nie ma co zwalniać na siłę. Byłam pewna, że tak czy siak trochę wyhamuję, bo akurat zbliżałam się do dość łagodnego, ale jednak, podbiegu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy endomondo oznajmiło mi, że po 3km mam czas niższy niż 18 minut.. A tu akurat szykował się odcinek z górki..

Pomyślałam: "Czy to właśnie dziś złamię tę magiczną barierę 30 minut na 5 km?". Jeszcze się nie ekscytowałam, bo po mniej więcej 600 m z górki zaczynał się kolejny podbieg, więc w sumie wszystko mógł trafić szlag. Po około 12 kolejnych minutach już wiedziałam, że będę miała co dzisiaj świętować. Piąty kilometr strzelił i stało się jasne! Kolejne 2 km do domu biegłam z największym bananem na buzi, jakiego tylko można sobie wyobrazić. Nie powiem, ostatni kilometr toczyłam się ledwo, ale dzielnie. Jeszcze na ostatnich 250 m musiałam mocno przyspieszyć, żeby załapać się na zielone światło na przejściu.. Dzisiaj był naprawdę udany trening.

Chociaż chyba jeszcze bardziej niż rekord na 5 km (29'13"), cieszy mnie fakt, że średnia z całego biegu (trochę ponad 7 km) wyniosła 6:00 min/km. To oznacza, że jeszcze tylko troszkę i w zasięgu moich możliwości będzie przełamanie 60' na 10 km. Kto wie, może na kolejnym biegu w Gdyni? To dopiero na początku maja, całe dwa miesiące treningów. A może jestem zbyt zachłanna? Zobaczymy. Póki co cieszę się z rekordu, mam nadzieję, że na sobotnim GP uda mi się go potwierdzić :)

Rozważam również rozpoczęcie rytualnych modłów o dobrą pogodę na 17 marca, żebym w Kołobrzegu na te 15 km miała równie śliczną pogodę jak dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz