Dopadło mnie wielkie zmęczenie. W środę na stadionie naprawdę ciężko mi się przebierało nogami. Byłam do tego jeszcze mocno obolała, a samopoczucie ogólne bardzo odbiegało od idealnego. Cóż, wychodzi na to, że nawet ja miewam czasem słabsze dni :P
Wtorek był za to bardzo udany. Poleciałam na Chełmską i strzeliłam dwie pętle, co dało łącznie ponad 9 km. Gdyby nie mały postój na awaryjny telefon z domu, to może nawet bym dobiła do 10 km, bo przy drugiej pętli już nie zrobiłam okrążenia wokół stadionu. Czas też pewnie byłby lepszy, bo jakoś nie pomyślałam o robieniu pauz na postojach.. No ale też bez przesady, to nie żadne zawody, żeby się liczyć co do sekundy. Było miło i całkiem zadowalająco.
A w środę.. Zajęcia na stadionie o 18, a ja jeszcze mniej więcej o 17:20 zastanawiałam się, czy w ogóle tego dnia wychodzić. Od rana pobolewał mnie brzuch, ale w myśl zasady "twardym trzeba być, nie miętkim", pomyślałam, że nie ma to-tamto i bez żadnych wymówek ubieram się i lecę. Może trzeba było jednak posłuchać tego wewnętrznego lenia, ten jeden jedyny raz.. ;) Ostatecznie spasowałam w połowie zabawy biegowej, dokręciłam sobie jedno kółeczko w żółwim tempie i zamknęłam ten trening z wynikiem ok. 5,4 km.
Dzisiejszy dzień wykorzystałam w pełni na regenerację. W planach na ten tydzień są jeszcze dwa treningi, z czego jeden ma być długi. Tak łałałiła-długi ;) Zobaczymy, ile z tych planów wyjdzie. Dzisiaj było 28 stopni za oknem.. Lato, lato.. Lato czeka.. ;)
Korzystając z dnia wolnego od treningów, uaktualniłam galerię o kilka nowych zdjęć :) Mam nadzieję, że kolejne już wkrótce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz