Dzisiaj nastąpiła wreszcie ta chwila, że zmobilizowałam się, by pobiegać rano. W związku z wtorkowymi wydarzeniami (szkoda o tym w ogóle pisać), nie udało mi się wyrwać na wspólne bieganie po górkach, a jak już teoretycznie mogłam iść biegać, to byłam tak nabuzowana, że bałam się, że dam za ostro do pieca.. Wybudzona tuż przed 4, nie byłam już w stanie zasnąć. Wpatrywanie się w sufit jest bez sensu, więc się ubrałam i poszłam pobiegać :)
Postanowiłam przelecieć choćby częściowo trasą nadchodzącego Biegu Wenedów. Nie robię tam treningów, a z samochodu ciężko się ocenia :) Dlatego konieczna była wizja lokalna! ;) Pierwsze wrażenia: na ul. Piastowskiej śmierdzi. Są podbiegi i trochę z górki, ale myślę, że będzie dobrze. To są cztery pętle, celując w czas poniżej godziny, każde z okrążeń będę musiała robić w mniej niż 15 minut. Pożyjemy zobaczymy.
Po południu postanowiłam się wybrać na zajęcia na stadionie. Plan był taki, żeby rozczłapać nowe buty, bo stare już powoli przenoszą się na tamten obuwniczy świat. Ponieważ poranny trening zaliczyłam, to na stadionie planowałam się naprawdę snuć, więc trochę się rozczarowałam, kiedy się okazało, że ze stadionu nici, bo właśnie rozgrywany jest jakiś mecz. Dlatego lataliśmy w okolicy, po przeróżnych nawierzchniach i trochę się martwię, czy nie odbije się to na moich nogach. Oby wszystko było w porządku, bo kilka ważnych startów przede mną! ;)
Muszę przyznać, że poranne bieganie jest naprawdę fajne. Wydaje mi się, że była to o wiele lepsza pobudka niż kawa. Chciałabym taką aktywność utrzymać, ale obawiam się, że jednak za bardzo lubię spać :D Trochę się bałam, że wczesna pobudka sprawi, że nie dotrwam do końca pracy i padnę na pysk, żeby odespać, ale nic takiego nie nastąpiło. Nogi też jak na razie w porządku :) Nie wspominając o tym, że przez cały dzień nie ciągnęło mnie prawie wcale do żarcia! Czyli takie bieganie z rana - POLECAM :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz