Byłam bardzo grzeczna i sobie zasłużyłam!
Podczas nadchodzącego Nocnego Biegu Świętojańskiego będę biegała ze swoim własnym Gargamelem.. tzn. Garminem :) Mam już za sobą pierwsze pływanie z oprzyrządowaniem, a w nocy z piątku na sobotę będzie inauguracja biegowa. Może się kiedyś doczekam, że mąż odgruzuje mój rower i wtedy będę mogła mój nowy gadżet przetestować również na dwóch kółkach :)
Wszystko pięknie, ale teraz trochę się stresuję! Bo jak to będzie wyglądało, jeśli nie zrobię życiówki? A warunki wcale nie zapowiadają się kolorowo.. Strasznie ciepło ostatnimi czasy, a nocna pora wcale nie gwarantuje lepszych temperatur.. Powietrze stoi :(
Oby jutrzejsza noc była sprzyjająca :)
Oczywiście moje wcześniejsze plany wzięły w łeb przez te upały.. We wtorek trochę mnie poniosło, miałam zrobić lekki trening, ale wybrałam się na wspólne bieganie po Chełmskiej.. Powiedziałam sobie - ok, ale tylko jedną pętlę.. Przyszło wyjątkowo dużo ludzi, rekordowo dużo! Człapałam tam sobie po swojemu za wszystkimi i nie mogłam wyjść z podziwu, gdzie im się tak wszystkim spieszy. Zegarek (ten stary, zepsuty rzęch :P ) pokazywał tempa z przedziału 5:55- 6:15 /km. Kurczę, miał być lekki trening, trochę to za szybko i jeszcze po górkach. No to trzymałam się w okolicach 6:20-6:30, a to sprawiło, że straciłam wszystkich z oczu na prawie 2 km przed końcem pętli. Chwilę towarzyszył mi Kuba J., ale tuż przed "siodłami" poleciał do przodu.
Niech sobie nie myślą, że mnie zgubią, ja znam trasę! :P Dokulawszy się do końca trasy, oczywiście dałam się namówić na więcej.. Jednak po kolejnym kilometrze odezwał się rozum (haha, jaki rozum?) i przypomniał, że miał być lekki, krótki trening. Jak tylko dobiegłam do ulicy, to zawinęłam rogala i poleciałam do domu. No i tak z planowanych luźnych 4-5 km zrobiło się trochę ponad 8 z czego większość po Chełmskiej..
Zdecydowanie muszę popracować nad asertywnością ;) może po prostu najlepszym wyjściem, dla mnie i dla innych, będzie jak sobie te wspólne wtorki odpuszczę. Nie ma się co oszukiwać, że można więcej, skoro możliwości są takie, jakie są. Zaklinanie rzeczywistości nie leży w mojej naturze, a jak wiadomo, trzeba mierzyć siły na zamiary :)
Miałam biegać też w środę, ale wybrałam basen. Uznałam, że w takiej duchocie nie ma co biegać, a jeśli dodać do tego fakt, że we wtorek zrobiłam trochę więcej niż zaplanowałam, to uznałam, że kilosek na basenie lepiej mi zrobi. No i to była dobra decyzja!
Ponadto, chyba muszę pomyśleć o zmianie nazwy bloga od września.. Szuram i taplam się, bo lubię? Podjęłam decyzję o rozpoczęciu nauki pływania stylem motylkowym i klasycznym od września właśnie :)
Krejzi is maj lajf!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz