niedziela, 16 czerwca 2013

Tydzień odpoczynkowy.

Kiedy nieco ponad dwa tygodnie temu biegłam półmaraton w Bytowie, gdzieś między 6 a 7 km pomyślałam sobie, że chyba trochę przesadziłam z ilością biegów i startów.. Czułam się zmęczona tym wszystkim i zastanawiałam się, jak dobiegnę do końca.. Ostatecznie do mety się dokulałam, ale to wrażenie przesady siedziało we mnie dalej.

Chociaż może się to wydawać szalone, ale zapisując się i startując w Karlinie tydzień temu, nadal czułam, że chcę za dużo na raz i na zaraz. Podjęłam wtedy decyzję o starcie, ale - tego nie pisałam wcześniej - również o lekkim wyhamowaniu, jeśli chodzi o starty w zawodach.

Okoliczności są sprzyjające, bo w okolicy nie ma teraz za wiele startów, które moglibyśmy zaliczyć. Jedziemy za tydzień do Gdyni na Nocny Bieg Świętojański (10 km), ale następny start będzie chyba dopiero w połowie lipca - Kros po Chełmskiej.

Chcę wrócić do realizacji planu Danielsa. Ciągłe wyjazdy na zawody powodują, że cały tydzień jest podporządkowany pod start, oczywiście jeśli chodzi o treningi. Ja bardzo lubię działać według ściśle ustalonego planu. Czuję się wtedy bezpiecznie i pewnie. Jestem w tej kwestii jak małe dziecko :) a takie ciągłe wyjazdy na zawody nie pozwalały mi na realizację planu. No i w moich treningach zapanował chaos!!

Inną sprawą jest też fakt, że robi się coraz cieplej i treningi trzeba będzie przenieść albo na wczesny ranek, albo robić je późnym wieczorem.. W tym tygodniu biegaliśmy z mężem tylko dwa razy. W środę w lesie było tyle much, że myślałam, że oszaleję! Spośród wszystkich żyjątek, to właśnie owady wywołują u mnie największe obrzydzenie. No i pająki, ale one raczej nie towarzyszą podczas biegania. Po kilku minutach biegania z muchami byłam już solidnie wkurzona, ręce mnie bolały od histerycznego odganiania się i powoli miałam ochotę teleportować się do domu.

Dzisiaj było trochę lepiej, ale jak się na moment zatrzymaliśmy, żeby się upewnić, że obraliśmy prawidłową trasę, podleciał jakiś trzmiel, czy szerszeń albo inny ogromny, bzykający jak oszalały owad. Nigdy chyba nie wykręciłam tak dobrego tempa pod górkę.... Fuj. Gęsiej skórki dostaję nawet teraz, jak sobie tego obrzydliwego potwora przypominam!

Ale wróćmy na ziemię. Plan na następny tydzień:

Poniedziałek/Wtorek 30BS + 6 przebieżek
Środa - 10BS + 3x(1mila+1 min) + 10 BS
Piątek - Nocny Bieg Świętojański (zamiast treningu 10 BS + 6x(1km + 1min) + 10 BS
Niedziela - wybieganie ok. 10 km

Po wykręceniu rekordu na 5tkę w Sianowie, awansowałam z Vdot'em i teraz moje sugerowane tempa prezentują się następująco:

easy pace (BS) 6:43 - 6:52
treshold pace (tempo na 1 milę i 1 km) 5:25 - 5:33

no i dwa, których jeszcze nie stosuję:
interval pace - 5:00
marathon pace - 5:48 - 5:56

Widzę już, że bieganie 1 mili w "nowym" tempie będzie nie lada wyzwaniem.. No ale przecież o to chodzi :) Żeby trenować, a nie siedzieć na tapczanie i zajadać się pączkami podczas powtórek "Klanu" ;D

Jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała, o której nie wspomniałam przy okazji relacji z Karlina. Mniej więcej na 5 km, kiedy dogonił mnie pan Waldek (i opiórkował, że za szybko wystartowałam), zdjęłam słuchawki i biegłam nasłuchując tylko swojego sapania. Muszę przyznać, że biegło mi się lepiej niż w słuchawkach! Chyba dojrzałam wreszcie do tego, by nie słuchać muzyki podczas biegu. A może to kwestia za krótkiej playlisty? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz