środa, 24 kwietnia 2013

Nie ma lipy!

Wczorajszy trening trzeba zaliczyć do bardzo udanych. Wyszłam z domu nastawiona na 6-7 km, ale okazało się, że mam do wyboru albo 4 albo tak pod 10.. Pierwsza pętla okazała się niewystarczająca. Za mało!! Co to się porobiło.. Nie dość, że sama polazłam do lasu, to jeszcze mi mało.. Szok.

Pierwsza część to zapoznanie z trasą majowego Z biegiem Natury. To znaczy - nie do końca, bo tam będzie 10 i 3,33 km, ale taki mały rekonesans po i w okolicach trasy zrobiliśmy. Wyszło nieco ponad 4 km i jak już napisałam - to było dla mnie zdecydowanie za mało. Gdybym już się zawinęła do domu, to miałabym łącznie z 5,5 km. Na takie pitu-pitu to nawet nie warto się ubierać i wychodzić z domu... ;P

Zapadłą decyzja odnośnie drugiej pętli - trasa crossu, czyli jakieś 5 km. No dobra, niech się dzieje, co chce. W zeszłym tygodniu po jednej pętli górskiej pobiegłam do domu. Jako jedyna. Moja duma cierpiała cały tydzień.. ;) W tym tygodniu podjęłam decyzję, że nie będę jedyną cieniarą, dla której jedna pętla to już maksimum. Nie byłam do końca pewna, czy to nie jest samobójstwo, ale poleciałam.

Pierwszy kilometr, tradycyjnie, ciągle pod górkę. Jak już się wreszcie wtoczyłam pod Wieżę, to wiedziałam, że reszta trasy jest już spokojnie do ogarnięcia. A tu niespodzianka - zamiast w prawo, to my w lewo, na stadion. Wlokłam się z tyłu, więc postanowiłam odpuścić sobie kółko wokół stadionu, żeby chwilę odsapnąć i dołączyć do całej grupy.

Jak tylko dobiegliśmy do odcinka z podbiegami i zbiegami na przemian (mniej więcej na 7,6 kilometrze), to czołówka się odłączyła i pooooleeeeciaaaała. Tyle ich widziałam ;) Ale nie było tak najgorzej. Ostatni kilometr cisnęłam tempem ok. 5:00 - 5:20 , także nie mam się czego wstydzić.

Trening udany, czas minął bardzo szybko Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jest już tak późno. Jak tylko się zorientowałam, która godzina, to pognałam do domu. Udało mi się załapać na podwózkę, więc nie pękło 10 km.

Poniżej zamieszczam swój trening z endomondo.
Mam nadzieję, że atrakcyjność mojego blogaska właśnie skoczyła! ;)




Jeszcze przed tym wczorajszym treningiem zastanawiałam się, czy te 10 km w Szczecinku będzie do zrobienia w czasie podobnym do lutowej Gdyni. Jakoś ostatnio tempami nie powalałam. Jednak po treningu pojawił się promyk nadziei. Skoro byłam w stanie lecieć szybszym tempem przy końcówce, miałam już wtedy trochę w nogach, ale mimo wszystko udało mi się jeszcze coś z nich "wycisnąć", to może wcale nie będzie tak źle. W końcu to będzie trasa uliczna, a nie górska.. Trzeba być dobrej myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz