wtorek, 2 kwietnia 2013

Kwiecień - plecień.

Rozpoczął się kolejny miesiąc, ale wiosny jak nie było, tak nie ma. Dzisiaj słońce ładnie świeci i topi zalegający śnieg, ale podejrzałam prognozy pogody, a tam.. cały czwartek opady śniegu. Uroczo.

Jestem zadowolona z marcowych wyników. Udało mi się zaliczyć zarówno sobotni, jak i niedzielny trening, chociaż z założonych 6-7 zrobiło się 5 w sobotę, a w niedzielę udało mi się zmęczyć 12, chociaż po cichu liczyłam na 14. W sobotę biegłam sama, dość późno jak na mnie. Ulice puste, zupełnie jakbym wyszła w środku nocy. Nie będę ukrywać, że troszkę się bałam i może dlatego od samego początku narzuciłam sobie mocne tempo. Uznałam, że lepiej przebiec żwawo 5 km niż wolniejsze 6-7, bo wtedy będę się dłużej bała :D

W niedzielę poszłam biegać razem z mężem, więc było zdecydowanie raźniej. Niestety, zanim nasza mała Księżniczka zdecydowała, że czas zasnąć, to zrobiła się 21. Na szczęście został z nią mój Tato i dzięki temu mogliśmy wybiegać świąteczne szaleństwo trochę. Być może gdyby nie późna pora, to zdecydowalibyśmy się na dokręcenie jeszcze tych 2 km, ale jak wracaliśmy do domu, to dochodziła 23.. Uznaliśmy, że i tak dobrze, że udało się zrobić te 12 km :)

Marzec w liczbach:

Łączny dystans: 113,77 km
Łączny czas treningów: 12 h 41' 16"
Średnie tempo treningów: 6:41 min/km

Dla porównania luty w liczbach:

Łączny dystans: 86,70 km
Łączny czas treningów: 9 h 23' 24"
Średnie tempo treningów: 6:30 min/km

Średnie tempo w marcu niższe, ale tu wchodzą treningi na stadionie, a one zdecydowanie zaniżają wynik. Dopiero kwiecień będzie można śmiało porównywać pod kątem średniego tempa, bo w lutym takich treningów po prostu nie było. 

Chyba z tych podsumowań zrobię sobie stałą rubrykę z boku, żebym sobie mogła patrzeć, jaka jestem usportowiona! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz