Dzisiejszy trening na stadionie potraktowałam bardzo lajtowo. Wczoraj zaszalałam, więc dzisiaj postanowiłam spokojnie sobie poczłapać i się absolutnie nie forsować. Nawet chodziło mi po głowie, żeby nie iść dzisiaj na stadion, ale ostatecznie pomysł ten porzuciłam. No i bardzo dobrze, solidna dawka słońca i ruch na powietrzu to coś, co bardzo lubię.
Na zajęciach padł chyba dzisiaj rekord frekwencji. No ale co tu się dziwić - pogoda była dzisiaj naprawdę ładna. Po rozgrzewce zaczęła się zabawa biegowa 5x 100/100, 5x 200/200, 5x 100/100. Pierwsze setki zrobiłam sumiennie i nawet całkiem żwawo. Później przyszedł czas na 200 i już wiedziałam, że wszystkich pięciu nie zrobię. Mogłam oczywiście pocisnąć i pokazać, że dam radę, ale uznałam, że ważniejsze jest, żeby się nie przeforsować przed niedzielnymi zawodami. Zrobiłam 3x 200/200 i przeszłam w truchcik.
Dzisiaj zdecydowanie najbardziej intensywnie pracowały moje struny głosowe :D Można sobie było trochę poplotkować, a nie tylko biegać i sapać! Mój szpiegunio doniósł, że męska część grupy, ta super ambitna, podśmiewała się z nas - dziewczyn, że utworzyłyśmy "kółeczko różańcowe" i siedzimy sobie na tartanie i pytlujemy. To wszystko prawda, ale "kółko różańcowe"? Przesada! ;)
Dzięki temu luźnemu treningowi nie czuję jakiegoś wielkiego zmęczenia i jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o niedzielę. Tak sobie myślę, że jeszcze w piątek zrobię sobie krótki, luźny trening i to wszystko. Chociaż jeśli nie pójdę biegać, to też nic się nie stanie, po prostu dłużej odpocznę. W niedzielę przewiduję ogień, więc nie jest to wcale taka głupia koncepcja.
Dora, suprrrr zmiany :) pozdrawiam, lady:)
OdpowiedzUsuńDora, ja tak samo - niemowlę blogowe ;) ale jak się człek choć ciut wypisze z emocjami, to też lżej :)
OdpowiedzUsuń